Łączna liczba wyświetleń

piątek, 20 sierpnia 2010

Będzin

Byłam we wrześniu 2009 na rekonstrukcji wjazdu nazistów do Będzina. Robiła to tzw. grupa rekonstrukcyjna, a właściwie kilku(nastu) zapaleńców miało pomysł i zaangażowało w to uczniów i mieszkańców Będzina. Świetny pomysł. Ponoć grali też garniturzaści z Urzędu Miasta. To byli chyba ci esesmani. Rzecz działa się na będzińskim rynku. Esesmani spacerowali, Żydówki wołały, dzieci żydowskie krzyczały przy zabawie. I muzyka. Świetny klimat. Zrobiłam kilka zdjęć, ale nie starałam się nawet przecisnąć, więc są raczej symboliczne.

Po rekonstrukcji przeszłam na ryneczek rybny. Tam jest klimatycznie. Żydowsko. Był występ zespołu Quartet Klezmer Trio. Grali muzykę klezmerską, którą ja uwielbiam.

Przedstawili świetne aranżacje „Rebeki” i „Hava nagila” – znana rzecz. Grali niesamowicie. Wśród widowni przeważała biedota będzińska, bo centrum tego miasta zamieszkuje własnie tak zwany element. To wzmacniało niesamowitą atmosferę. Wszak Będzin to miasto żydowskie. I na tym małym placu dźwięki muzyki klezmerskiej odbijały się od odrapanych, zaniedbanych kamienic. Było też trochę ludzi z tzw. dzielnic sypialnych i trochę oficjeli w garniakach – jako kontrast chyba. Zastanawiałam się jak mieszkańcy odbiorą ten koncert. Bawili się świetnie.
Gdy zespół się już żegnał ze sceny, jeden pan z widowni, podchmielony zdrowo i ewidentnie zamieszkały w tym właśnie kwartale zakrzyknął przepitym głosem.

-Zagrajcie.... Skrzypka na dachu!!!

Ale zespół wybrał coś innego. Na pożegnanie dodali, że płyty mają. Byłam oczarowana ich wykonaniami. Usłyszałam z daleka cenę płyty: 50 zł. No aż tak oczarować mnie nie zdołali!!! Zwłaszcza, że nie było tam nagrania „Rebeki”.

Ale przyszedł mi do głowy szelmowski pomysł. Jesteśmy na rynku a tu się od wieków handluje i targuje...
Podeszłam do pana muzyka i odbyła się taka rozmowa (mniej więcej): :) – to uśmiech podczas rozmowy

Ja: Po ile ta płytka?

Pan: 50 zł

Ja: Cenna... :)

Pan: Tak... Ale ludzie kupują, więc chyba warto. :)

Ja: Pewnie, że warto. Ale my jesteśmy na rynku a tu się targować trzeba :)

Pan: Ale ta cena nie jest do negocjacji... :) A ile pani proponuje?

Ja: Nie do negocjacji? To nie ma co proponować.

Pan: No nie mogę. Inni kupili za 50 zł. Musi być sprawiedliwie.

Ja: Ale to żydowska muzyka. NIe mówmy o sprawiedliwości :) Pomówmy o tradycji... :)

Pan: Nie mogę zniżyć ceny, chociaż chciałbym :)
Tu pochwaliłam muzykę i aranżacje i poszłam. Nie chciałam jej kupić. Chciałam poigrać i zobaczyć co to za ludzie. Fajni.
Poszłam na przystanek. Wokół pełno policji i straży miejskiej. Po koncercie – wiadomo. A ja głupia postanowiłam iść przez trawnik, bo nie znalazłam chodnika... To tylko ok 60 metrów trawnika. Zrobiłam dwa-trzy kroki i słyszę za plecami: Halo! Halo!
No tak! Od razu domyśliłam się, że to policja i będzie się trzeba tłumaczyć.
Odwracam się i już mam spojrzeć kokieteryjnie (tak! ja tak potrafię!) a tu biegnie... pan muzyk. A już z 300 metrów przeszłam. Biegnie i woła:
Cena absolutnie nie jest do negocjacji! To prezent dla pani. Proszę bardzo.

Oszołomiona wzięłam, podziękowałam zawstydzona a pan biegł do swoich. Bo jego zespół to widział i patrzył na mnie życzliwie
Krzyknęłam tylko ze śmiechem, że są niesamowici.
W ten sposób wyżebrałam płytę. Która okazała się niezła!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz