Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 2 maja 2013

Majówkowo

Uwielbiam, gdy wszyscy mają dla mnie dobre rady. Zwłaszcza Ci, którzy sobie sami nie radzą w życiu. Im komuś gorzej, tym bardziej upiera się, że muszę kogoś "mieć". I na nic moje tłumaczenia, że "mieć" to mogę królika, urlop, komputer i ... mogę mieć dość. 
I ciągłe przypominanie, że przyjaźń pomiędzy kobietą a mężczyzną jest niemożliwa. No cóż... Założę się o pół mojej wypłaty, że w historii świata była jakaś udana przyjaźń międzypłciowa. A jeśli nawet nie, to my możemy być pierwsi. 
Póki co kontynuuję rewolucję. Czy rewolucja kontynuowana to już pewna tradycja? :-)

Edycja: Przyznaję: po 3 miesiącach od napisania tego posta zostaliśmy parą. Ale dalej planujemy pokazać światu, że przyjaźń międzypłciowa ma sens. Również w związku :-) I po co było się tak oburzać... :-) A pół wypłaty pójdzie na cele charytatywne.
Pozdrawiam serdecznie.

wtorek, 12 marca 2013

Przemówienie


I przemówił człowiek do Boga
(dla odmiany):

Nie powinieneś mnie wzywać do walki
Jestem pacyfistą.
Mam wrażliwy słuch i kulę się, gdy słyszę krzyk.
Widoku krwi także nie lubię,
mam kiepską kondycję,
anemię i czasem boli mnie głowa.
Boję się pająków,
źle widzę w ciemności
i mam słabe serce.

Wybierz dla mnie jakieś miejsce
w słonecznej krainie
Będę głosić Twoje słowa
w cieniu,by zminimalizować ryzyko udaru
nad rzeką - koniecznie spokojną.
Od razu mogę ochrzcić wszystkich,
którzy się skuszą na Twoje obietnice.

Tylko nie lubię tłumów.
Posyłaj mi wybranych,
tych na poziomie,
którzy mówią ładnie
i słuchają pilnie
i zrozumieją od razu Tajemnicę.
Prostaków zostaw rybakom,
niech ich łowią w sieci zwykłych słów.

Tylko tak nie patrz na mnie
nie rozkładaj rąk.
Stygmaty grożą sepsą
Powinieneś je opatrzyć
zająć się sobą.

Nie wymagaj ode mnie za wiele. 

I milczał Bóg i wpatrywał się w człowieka
jak zakochany liczący na cud.

poniedziałek, 11 marca 2013

Duch mocy

Chciałabym to napisać po płaszczykiem "młodej bibliotekarki" - w masce, jak na portalu społecznościowym. Ale nie będzie to o młodej bibliotekarce, będzie o mnie. Trochę ekshibicjonizmu, odrobina nagości. Nagość dobrze się sprzedaje. Kupujcie zatem.

Jestem tchórzem. Nic nowego. W podstawówce siedziałam jak trusia, gapiłam się niebieskimi ślepiami na wszystkich i pisałam, w liceum zajęłam się ważniejszymi sprawami, więc mniej mnie obchodziło "rzeczywiste" otoczenie a na studiach oplotłam się jak groszek pnący wokół pewnej uroczej tyczki i fukałam na świat spod przymkniętych powiek. Z dyplomem w kieszeni zaczęłam robić w świecie małe porządki - jak kazał mój polonista - ale cecha zwana profesjonalnie "dupowatością" sprawiała, że można było mnie zdeptać słowem jak obcasem - aż miło. Opanowałam do perfekcji podnoszenie się z kolan i udawanie, że wcale nie bolało i że ja tak lubię. Oderwałam się nawet od tyczki i... runęłam jak długa na ziemię.
Znów się podniosłam - lata praktyki i zaczęłam obserwować, kim właściwie jestem. Jeśli pozostaniemy w metaforyce roślinnej, to byłam ewidentnie heliofitem - rośliną światłolubną. Uparcie większość życia szukałam słońca i wystawiałam się w jego kierunku. Z braku konkretnego słońca mogło to być "słońce" a nawet żarówka. Przez jakiś czas były to książki, potem chłopak, potem ogólnie sztuka, podróże i tzw. "samodoskonalenie" zwane także samokolorowaniem.

Wiedziałam, że to nie to. Że uciekałam przed prawdziwym światłem, Światłością a szukałam byle światełka, by się przy nim lekko ogrzać. Byłam ostrożna wobec świata. Nadrabiałam cwaniakowaniem, chichotem, udawanym napuszeniem. A potem uciekałam i nakrywałam się kocem. To nie tak, że nie kochałam ludzi. Kochałam ich bardzo i każdego chciałam (na siłę) uszczęśliwić. Ale bliskie były mi słowa Tadeusza skierowane do Telimeny: "Kochajmy się, ale tak - z osobna".  Wtedy mniej bolało.Wreszcie odnalazło mnie Słońce. Prawdziwe. Światłość. Jeszcze się przepychaliśmy - musiałam wybrać, na której rabatce Słońce świeci dla mnie najmocniej i gdzie będą dla mnie najlepsze warunki wzrostu. Znalazłam swoje miejsce - na grządce zwykłej, powszechnej... I teraz uczę się na nowo fotosyntezy - świadomej i ufnej.

Niestety okazało się, że nie jest tak łatwo zmienić właściwości rośliny. Pozostała we mnie strachliwość i lęk. Przed zaangażowaniem albo przed odrzuceniem raczej, przed prawdziwą wolnością i prawdą. Mam tendencje do oceniania swojej wartości na podstawie ilości i jakości tyczek, które zgadzają się mnie podpierać. Mam szczęście do wspaniałych ludzi wokół. Dają mi dużo ciepła. Lubię, gdy jest ciepło i bezpiecznie. Ale boję się zranienia, więc odepchnęłam w minionym roku kilka tyczek. A nawet jedna tyczka odepchnęła dla odmiany mnie, gdy już wydawało mi się, że oto grom z jasnego nieba i fanfary i inne osławione sygnały ze świata. Zabolało ale "nic mi nie jest" zawsze na podorędziu.

Trzeba zdobyć się na odwagę, by przestać zerkać na latarenki i tyczki. Bo można stracić rzeczy
i osoby najwartościowsze. Dziś dotknęło mnie mocno, że tańcząc nieporadnie taniec godowy, którego wcale nikt nie chciał, mogłam zatracić wielki skarb - kamień filozoficzny, który potrafi to, co we mnie słabe i śmieszne przemieniać w złoto. Ów kamyk zna mnie jak zły szeląg a wciąż jest. Nawet, gdy wszystko mylę, gubię i zapominam, gdy się odsuwam, by nie pokazać swego rozedrgania, bo mam wieeeelką tajemnicę. Przyjaźń najlepiej się widzi z odległości i przez łzy.

Trzeba się wreszcie pozbierać i usamodzielnić. Nie drżeć, nie przykrywać nosa kocem i nie marzyć, że kiedyś to ja...
Trzeba zaryzykować bycie sobą i bycie niezależną. Nawet jeśli okaże się, że wyjdzie inaczej, niż zapisałam w pamiętniku w podstawówce.
Trzeba mieć odwagę - na miarę swoich możliwości, wspieranych możliwościami Światłości. I trzeba uczyć się kochać - dojrzale i bez wymagania rewanżu.

Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia. (2 Tm, 1,7)

czwartek, 21 lutego 2013

Ja vs Ja

"Ja" - mądra i doświadczona
patrzy na "ja" - prawdziwą aż do krwi
i mówi: zwolnij, bo zaboli.
Odetchnij, wyprostuj się i idź z godnością
jak damy na obrazach średniowiecznych:
blade i zdystansowane

Ale "ja" - prawdziwa jak trawa i rosa
nie słucha dobrych rad.
Tańczy bez wytchnienia i bez muzyki
Biegnie prosto w ogień.
Myli jej się serce z woreczkiem żółciowym
Jak na rentgenach kubistów.

Porywa "ja" - mądrą i bladą
i tańczą, kulejąc
Niepewne:
"Ja" mądra - jak można
"Ja" prawdziwa - jak długo.