Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 30 czerwca 2011

Kto do Lwowa?

Witajcie,

miałam napisać o wyjeździe w takiej formie, by wszyscy mogli brać udział w tworzeniu planu pobytu we Lwowie. Zatem piszę tu - innego pomysłu nie mam ;-)

Wyjazd do Lwowa będzie w poniedziałek 8 sierpnia. Musimy na 21:50 dostać się do Krakowa, bo z miasta Kraka odjedzie autokar z rezerwacją dla nas. O 6 rano (we wtorek) powitamy Lwów(chyba że na granicy będziemy koczować dłużej). Czyli poznamy miasto o poranku.  Musimy dojechać do centrum, gdzie mamy wynajęte spore mieszkanie (ponad 100 m.kw.) za 180 zł za dobę. Czyli koszta dzielimy na ilość uczestników tej elitarnej wyprawy. Jeszcze ustalamy, czy mieszkanie będzie od rana czy od g.12.

Link do mieszkania   TUTAJ 

Moja wizja jest taka, że raczej od rana do wieczora zwiedzamy.Z przerwami na posiłki. Ale dajemy sobie duuużą swobodę (jak ktoś woli w pojedynkę, dwójkami chodzić to czemu nie). Marek zna świetnie historię, przez co okrasi wędrówki anegdotami (na to liczę). Zwiedzanie obejmuje codzienne piwo/wino/sok i degustację lokalnych specjałów  ;-)  Nawiązałam kontakt z pracownikami Radia Lwów - wśród nich są profesjonalni przewodnicy, więc moglibyśmy skorzystać np. z jednodniowej opieki takiego przewodnika - Polaka. Ustalam koszt takiej usługi.

Do zwiedzania jest mnóstwo - całe stare miasto jest na UNESCO. Ale będziemy zwiedzać bez stresu, że trzeba wszystko "zaliczyć". Spróbujemy też poczuć klimat miasta...

Z najciekawszych zabytków:

-Katedra Łacińska
-Katedra ormiańska
-Sobór św Jura
-RYNEK z Ratuszem
- Promenada Wolności
- Cerkiew Wołoska
-Cmentarz Orląt, Cmentarz Łyczakowski
-Muzeum Historyczne we Lwowie
-Muzeum Historii Religii
Zresztą, Wikipedia opowie to ciekawiej... Lwów


Warto spojrzeć na stronę:   http://ct.lviv.ua/pl  zwłaszcza na podstronę: http://ct.lviv.ua/pl/culture%20
Polecam też listę : http://www.lwow.com.pl/linki.html%20

Możemy skorzystać z jednodniowych wycieczek poza miasto... Np zwiedzanie zamków okolicznych. Ale nie wiem, czy uda się znaleźć coś w naszym języku.

Wracamy w niedzielę wieczorem. Czyli w poniedziałek 15.08.11 zawitamy do Katowic. Szczęśliwi, wypoczęci, ubogaceni wyjazdem   ;-D

Koszt:
Przejazd: w dwie strony ok 210 zł (2x90 zł + 2x dojazd do Krakowa).
Nocleg: zależnie od ilości osób. Przy 5 uczestnikach wynosi 36zł za dobę, ale jeśli ktoś jeszcze się zdecyduje, koszta się obniżą. Jedzenie we własnym zakresie. Bilety wstępu także. 

W tym momencie zdecydowanych na wyjazd mamy pięć osób( Ania, Iwona, Paulina, Adam i Marek). Dlatego możemy jeszcze "przygarnąć" osoby zainteresowane...

Formalności: aktualny paszport. Nie trzeba mieć wizy.

UWAGA! Dla chętnych możliwy powrót przez np. Sandomierz albo Zamość ze zwiedzaniem...

Ewentualne pytania:  0791-962-202.

środa, 29 czerwca 2011

Kaczka po góralsku, czyli migawka

Byliśmy w górach. W piątkę. Każdy w innym wieku, z innymi oczekiwaniami, z inną kondycją... A ja oczywiście chciałam, by każdemu było miło i przyjemnie. Przypatrywałam się, kto szuka dodatkowych rozrywek, kto ma nos przez moment zwieszony na kwintę, kto chwilowo się zmęczył. Wystarczyło jedno stęknięcie a ja zamierałam, bo chciałam, by było idealnie. A tu się nie da, bo każdy ma prawo do zmęczenia. Tego dnia wędrowaliśmy ceprostradą - przez Dolinę Chochołowską. Poziom skomplikowania szlaku odpowiadał naszym umiejętnościom... Ale ja stresowałam się, bo niektórzy mieli wyższe (!) aspiracje i ja nie wiedziałam, jak zaspokoić potrzeby każdego z nas.  A sama chciałabym wędrować spacerkiem i spotkać prawdziwych górali, nie takich made in China. W pewnym momencie podeszła do mnie Gosia i opowiedziała bajkę. Uwielbiam bajki!

*****************************************

Kaczka napisała piękne ogłoszenie. Wykaligrafowała poszczególne słowa i powiesiła na płocie. Teraz każdy mógł przeczytać:

"Dziś po zmroku zapraszam na wspólne oglądanie gwiazd. Przyniosę ciasteczka"

Kaczka wędrowała po podwórku. Podszedł do niej kogut i mówi:
- Kaczka, widziałem twoje ogłoszenie. Ciekawa propozycja.
- Przyjdziesz? - spytała kaczka z nadzieją
- Nie mogę po zmroku, muszę wcześnie wstawać. Gdybyśmy spotkali się popołudniu, to przyszedłbym.
- Ale wtedy nie będzie gwiazd...
- Ja po zmroku nie mogę. Jak chcesz.

Kaczka chciała spędzić czas z kogutem, więc wróciła do ogłoszenia, przekreśliła słowa "po zmroku", wpisała "o obiedzie". Wykreśliła też z żalem wzmiankę o gwiazdach i poszła dalej. Spotkała gęś.
- Kaczka, widziałam ogłoszenie. Fajne. Ale ja nie lubię ciasteczek. Będą paluszki?
- Ja uwielbiam ciasteczka, już je przygotowałam. Nie mam paluszków - kaczka próbowała się tłumaczyć.
 - Ja ciasteczek nie chcę. Przyjdę jeśli będą paluszki - zakończyła gęś.
Kaczka podeszła do ogłoszenia, wykreśliła "ciasteczka", wpisała paluszki i poszła znów na spacer. Spotkała świnię.
- Kaczka, fajne te spotkanie się kroi. A będzie alkohol?
- Alkohol? To miało być spokojne spotkanie grupy znajomych. Po co alkohol?
- Po co spotkanie, jak nie ma alkoholu? Na spotkanie o suchym dziobie/ryjku nie przyjdę - świnia stwierdziła kategorycznie.

Kaczka wróciła do ogłoszenia i dopisała, że będzie alkohol. Niech mają. Spojrzała na ogłoszenie - już nie było takie ładne. Pokreślone, całkowicie różne od tego porannego. Ale czego się nie robi, by innym było miło. Kaczka ruszyła przez podwórko z dziobem spuszczonym na kwintę. Spotkała czarnego kota.

- Kaczka, świetny pomysł z tym spotkaniem! Gwiazdy, ciasteczka... Przyjdę!
- Nie będzie gwiazd, bo kogut musi się wyspać, nie będzie ciasteczek, bo gęś ich nie lubi ale będzie alkohol, bo świnia chciała.
- A ty, kaczka? Czego ty chcesz?
- Ja chcę oglądać gwiazdy po zmroku i jeść ciasteczka...
- To tak zrób!

Kaczka zdjęła pokreśloną kartkę i wstawiła nowe ogłoszenie:

"Dziś po zmroku zapraszam na wspólne oglądanie gwiazd. Przyniosę ciasteczka"  

*********************************************

A my rozdzieliliśmy się. Adam wybrał drogę na przełęcz, Tymek z tatą pojechali rowerem a my z Gosią wędrowałyśmy spacerkiem, rozmawiałyśmy o życiu i u prawdziwej góralki kupiłyśmy prawdziwą żentycę ;-)

Suum cuique! (poprawiłam)

czwartek, 16 czerwca 2011

Lola czyli happy end

Lola zyskała nowy dom, by przekonać mnie samą, że istnieją szczęśliwe zakończenia. Gdy miałam kilka lat i CV nie chciało układać się jak w bajce, marzyłam, że kiedyś będę "duża" i sama będę pisała swój życiorys. Teraz mam "swoje lata" i trochę zmarszczek mimicznych a oczywiście CV plącze się jak słuchawki w kieszeni. Ale robię co mogę. No, może nieco mniej. I Lola zjawiła się, by pokazać mi, że da się zadziałać i pomóc. Miałam władzę, by wykreować życiorys małej kotki, przetrzymywanej w tragicznych warunkach. Uparłam się, że musi się udać. 

Właściwie Lola nie była Lolą, dopiero pewna fajna osoba odkryła, że Lolka nosi w sobie potencjał LOLOWATOŚCI. Moja natura ślimakożółwia ("schować się do skorupy i czekać") nakazywała mi oddać Lolitę prawowitej właścicielce, która wsadziłaby ją znów do zamkniętej torby na szesnaście godzin na dobę i Lolka znów byłaby niedożywiona i wystraszona. Jednak świadomość, że trzeba się sprzeciwiać złu, nie pozwalała bezczynnie patrzeć. Mój Przyjaciel powiedział kiedyś, że chciałby mieć na nagrobku napis "Starał się". Ja wolałabym "Wreszcie się wyśpię". Ale podzielam zdanie M., że starać się trzeba. I nie mogłam zrobić świństwa Lolce, której pierwszego dnia obiecałam nowe życie. Obiecałam!

Po kilku tygodniach stresu (oraz wsparcia Pewnej Osoby), po konfrontacji z właścicielką i mozolnych poszukiwaniach domu dla kociej nieletniej, zawiozłam nieświadomą niczego Lolitę na wieś. Mój Tata uwierzył, że rozbrykana kotka to idealny prezent na jego urodziny. Nawet złamana ręka nie była przeszkodą. Lola szybko stała się panią na naszych jankowickich włościach. Biegała od piwnicy po strych, sprawdzając, gdzie jeszcze jej nie było w ostatnich pięciu minutach. Bawiła się w chowanego i miała pretensje, jeśli nie chcieliśmy jej szukać po raz siedemnasty! Obierała z nami ziemniaki, smażyła kotlety, piła herbatę. Po nocnych manewrach nie żył bukiet suszonych kwiatów. Wazon przeżył. Słuchawki do mp3 uznano za zaginione a Lola nie chciała w tej sprawie zeznawać... Przeciągała się na łóżku.

Po dwóch dniach zostawiłam ją w nowym domu, zajętą oswajaniem nowego życia. Teraz odbieram telefony od rozbawionego rodzica, który opisuje kolejne akrobacje kici. O złamanej ręce nawet nie wspomina...
Zatem Lola stała się idealnym prezentem dla Taty. A Tata dla Loli.

Paulina vs. reszta świata 1:0


poniedziałek, 13 czerwca 2011

Rzymski romans

Idę sobie do pracy. Słońce świeci zachęcająco, ptaszki szczebioczą urokliwie. Widzę skuter - taki włoski prawie. Lubię oglądać włoskie skutery, kojarzą mi się z romantycznym Rzymem, pięknymi mężczyznami i rajdem wąskimi uliczkami za plecami ukochanego. A tu skuter w centrum Katowic :-)

Prowadzi całkiem przystojny brunet. Opalony. Ewidentnie Włoch! Przyjechał skuterem na Śląsk, by zabrać mnie do słonecznej Italii. Spoglądam na niego - muszę zobaczyć, czy oczy też ma włoskie - ma! Zerkamy na siebie przez chwilkę. On przygląda mi się - chyba domyślił się, że rozpoznałam w nim ucieleśnienie mych marzeń rzymskich. Odwróciłam głowę i ruszyłam w kierunku biblioteki - byłam już blisko. Przecięłam park i docierałam już prawie do wrót mej Książnicy, gdy usłyszałam warkot. Mój Romeo (tak, tamten był z Werony, ale z perspektywy Śląska to prawie Rzym) jechał ścieżkami parkowymi i ewidentnie kierował się w moją stronę!!!

Podjechał, zdjął kask i wyciągnął dłoń:

- Michał jestem.

Mało włoskie imię, ale co tam. Nie wybrzydzajmy! Grzecznie podałam łapkę i wydukałam, jak mi rodzice na chrzcie dali:

-Paulina...

-Czy my się nie znamy? Wydajesz mi się dziwnie znajoma...

Tu obudziła się moja słowiańska, nieposkromiona natura. Spojrzałam dziko i powiedziałam:

- Nie! Nie znamy się!

Mój kochaś próbował dalej. Przecież olśniła go moja uroda:

- A może jednak? Ja Cię kojarzę, gdzieś Cię widziałem...

Zakończyłam ostro:

- To pomyłka!

I uciekłam w stronę biblioteki, uważając, by pantofelka nie zgubić. 


Cała sytuacja  nie jest moim snem ani marzeniem. Wydarzyła się dziś, ok 12.05 w parku przy bibliotece. I jak ja mam wyjść za mąż?! :-)