Łączna liczba wyświetleń

piątek, 20 sierpnia 2010

Postanowienie na rok 2010: mieć odwagę nazywać po imieniu sukcesy i porażki.
Osoby:
Cino czyli Marcin
Paulina czyli Paulina (narrator)
Miejsce:
Duży pokój w małym mieszkaniu


Cino kilka dni temu oznajmił, że kupił cynę i kalafonię i wkrótce będzie lutować. Nie przejęłam się tym faktem – uważam, że mężczyźni od urodzenia potrafią wiercić, lutować, składać meble z Ikei i naprawiać lampki choinkowe. A kobiety aż do śmierci tego nie potrafią. 01.01.2010 Cino przytaszczył do pokoju żółty pistolet z żaróweczką, który nazywał pieszczotliwie lutownicą. Przyniósł kalafonię, cynę, gazetę i jakieś sprężynkośrubki do werbla. Ja w tym czasie oddawałam się twórczej pracy, czyli jak zwykle pisałam doktorat.
Cino rozpoczął. Niczym John Wayne ujął pistolet, nacisnął spust, włożył lufę do kalafonii i zaczęło się. Poszedł dym. Jak każda rezolutna dziewczynka wiem, że nagrzana kalafonia dymi. OK. Ale aż tak? Pytam więc: „Masz topnik w cynie?” Cino odpowiedział na poły cenzuralnie. Zadałam pytanie, bo nadmiar dymienia wskazywał, że topnik(kalafonia) znajduje się w cynie a Cino zbędnie stosuje dodatkową kalafonię. Pytam: „Wiesz, jak się lutuje?” Odpowiedź Cina była zdecydowana i ja przestałam głupio pytać. Po kilku minutach zmagań Cino wydawał się zniechęcony do lutowania. Zaproponowałam więc pomoc...
W końcu Cino dał się przekonać. Okazało się, że kalafonia jest w tym wypadku zbędna, co ograniczyło na szczęscie proces zadymiania naszej przestrzeni życiowej. Zaczęliśmy działać razem. Cud! Udało się coś tam przylutować. Lutujemy śrubkę obok. I tym sposobem rozlutowaliśmy poprzednią. Ta fizyka! Więc po przylutowaniu tej drugiej lutujemy pierwszą. I udało się, kosztem tej drugiej. Zaczęło to przypominać noworoczny odcinek „Sąsiadów” – tym razem w wersji parytetowej. Cino po kilku minutach wyraził niezadowolenie z efektów naszej pracy. Jak on to wyraził! Poszedł naprawiać inną część perkusji. Ale Pauliny się nie poddają. Lutowałam długo. Co przylutowałam, to odlutowałam. Wreszcie oddałam Cinowi sprężynkośrubki z wszystkimi przylutowanymi elementami.
Cino wziął do rąk i odleciały dwie części. Porażka.
Ale reszta została. I to jest sukces! :)

2 komentarze:

  1. Boś Ty je zdolno dziołcha i mosz to w genie. Co też wyczuto, gdyś do fabryki ceweczek się najęła.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Jak on to wyraził!" To są te słowa skrzydlate Cina, które czekają na swojego Markowskiego. ;)

    OdpowiedzUsuń