Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 8 lutego 2011

Rozmyślania

Czesław Miłosz: Wiara

Wiara jest wtedy, kiedy ktoś zobaczy
Listek na wodzie albo kroplę rosy
I wie, że one są - bo są konieczne.
Choćby się oczy zamknęło, marzyło,
Na świecie będzie tylko to, co było,
A liść uniosą dalej wody rzeczne.

Wiara jest także, jeżeli ktoś zrani
Nogę kamieniem i wie, że kamienie
Są po to, żeby nogi nam raniły.
Patrzcie, jak drzewo rzuca długie cienie,
I nasz, i kwiatów cień pada na ziemię:
Co nie ma cienia, istnieć nie ma siły.





Czyli z taką wiarą u mnie nieźle, bo jestem nauczona, że każdy kamień jest po to, by mi nogi ranił.  Taka sobie ofiara losu, co od czasu do czasu tupie nóżką i prycha pod nosem. "Patrzcie, jaka jestem asertywna: znam nawet słowo na k...". A potem znowu zwijam się w kłębek, nakrywam kołdrą i czekam na kopniaka. I pewnie dlatego nie wyszło, co miało wyjść. 


Boję się coraz bardziej. Tego, że trzeba się usamodzielnić, by być pełnowartościowym człowiekiem. Boję się, że mi na czynsz nie starczy, że zachoruję i nie będzie nikogo, kto herbatę mi zrobi. Że będę każdy wieczór spędzać ze sobą, a ja tak nie lubię swych wad. Boję się, że wyjdzie na jaw, jak nudna i pusta jestem. Boję się, że ktoś spojrzy mi w oczy i powie: "Oszukałaś mnie". A ja zacznę płakać i jąkać się, że nie chciałam, że tyle poświęciłam, że rzuciłam się w to życie jak w przepaść.


Każda kobieta powie, że "chłopa trzeba sobie wychować". Ja nie chcę. Uważam uparcie, że człowiek powinien się sam ukształtować a partner nie powinien stosować zasady "za ryj i o ziemię". Niestety, idę dalej: nie wychowuję, ale też nie wymagam, nie oczekuję. Próbuję żebrać moim zachowaniem o sympatię. Robię z siebie dywanik, po którym delikwent może stąpać w butach czy bez. I potem domagam się szacunku - kto widział, by szanowano dywan... 


Prawda jest bolesna, ale już jakoś do niej dorosłam. Póki co, nie nadaję się do żadnego związku. Namęczył się ze mną M., myśląc, że będę ciepłą dziewuszką a ze mnie dzikuska, co to matki nie kocha i pieczeni zrobić na niedzielny obiad nie potrafi. Kiepski ze mnie towar: wylękniona, zakompleksiona, bez tradycji i ciepła wyniesionego z domu. 


Chciałabym być lubiana, że "ja-cię-kręcę". Ale za co? Próbuję ustalić.

2 komentarze:

  1. :)Po pierwsze, ja dbam o dywany, w domu wlasnym mam 2 (stuletnie) a moja mama paroletni ale bialy i wyglada jak nowy.
    Po drugie, ja cie lubie ze "ja-cie-krece" - moze to malo... dla mnie jestes bardzo wazna!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Córcia... nie wiem który już raz usiłuję napisać posta pod tym tekstem. Więc albo mnie wkurzyłaś (konkretnie ideą „strusiologii”) albo klawiatura w laptopie mi szwankuje. Obstawiam pierwszą wersję. Przygotuj się na wykład bo będzie raczej obszernie.

    Po pierwsze primo: Dywanów nie posiadam, dywaniki niewielkie jedynie i wprawy w zamiatanie pod nie nie mam. Posiadam natomiast wprawę w trzepaniu tychże i obiecuję Ci solennie, że naprawdę ją wykorzystam, jak przeczytam jeszcze raz takie jojczenie. Co to ma być... jaka ja nudna jestem... jaka pusta... że jąkać się zaczniesz... że pod kołderkę... No przecież szlag mnie trafi zaraz. Nie wiem w jakim lustrze Ty się widzisz. Nie wiem co Ci mówią inni. Ale ja widzę piękną, ciepłą i mądrą dziewczynę. Z poczuciem humoru, rozsądkiem i dużym dystansem do świata i siebie. Mieszanka raczej mało już spotykana i taka nie bardzo na czasie, ale mnie akurat bardzo się podoba. Więc przestań posypywać głowę popiołem bo nie zdzierżę.

    Po drugie primo: Uwaga - to będzie na temat facetów. Każda z nas ma prawo do odrobiny szacunku. Ze strony własnego mężczyzny również. Ma prawo również oczekiwać otrzymania „dobrze wychowanego” faceta. Takiego, który niedzielną pieczeń będzie umiał zrobić a nie tylko będzie na nią oczekiwał (o krytyce tejże nie wspomnę). Mamy prawo do braku brudnych skarpet – oczywiście męskich - na podłodze, Mamy prawo oczekiwać na Jego uśmiech, na miłe słowo, na szklankę herbaty w czasie choroby. Tym bardziej, że od nas również tego się wymaga. Jeżeli Mężczyzna wmawia nam, że tego prawa nie mamy - niestety trafił nam się bubel. Teoretycznie należy takiego M. odstawić od piersi, gdyż dalsze pożycie w takim przypadku zmierza do zamiany „życia” w ring bokserski. Niestety teoria mija się w życiu z praktyką. Od kilkunastu lat usiłuję utrzymać równowagę na takim „ringu”. Ale mój syn swoje skarpetki sam wrzuca do prania a uprane sprząta do szafki (czasem z obrażoną miną – bo mamcia jest nieużyta).

    Po trzecie i ostatnie primo: każda tradycja jest tworzona przez określone miejsca i określonych ludzi, w określonym czasie. Ty też kiedyś stworzysz swoją własną. I będziesz z niej dumna. I przekażesz ją innym. Razem z ciepełkiem, które masz w sobie. I nie daj sobie wmówić, że jest inaczej.

    OdpowiedzUsuń