Łączna liczba wyświetleń

piątek, 20 sierpnia 2010

Antonio Banderas podbija obiegówkę

Odwieczny problem bibliotekarki: iść na rękę czytelnikowi?

Jeśli czytelnik został wcześniej wprowadzony w błąd przez bibliotekarza, czy należy dążyć do rozwiązania sytuacji po jego myśli, nawet za cenę chwilowego odkształcenia regulaminu?
Starsi bibliotekarze krzykną: basta! Nie ma pójścia "na rękę". Na rękę to chłop w szpitalu umarł. Nie możemy być zbyt elastyczni, bo nam się kręgosłup rozpłynie.
Masz babo placek! Widzisz,że czytelnik ma dobre intencje; wiesz, że czasem przychodzi i zawsze grzeczny, na czas książki oddaje, bez zagięć i zniszczeń wszelakich. A tu trzeba go odesłać z kwitkiem, by przejechał 60 km a potem znów 60 km do nas. On coś tłumaczy o braku czasu, chce pisać oświadczenia, prośby, dowód osobisty zostawić w zastaw.
A tu nic! Bo starsi bibliotekarze znają regulamin na pamięć i wiedzą, co wolno a co nie.
A że ktoś z nas popełnił błąd kilka dni temu i pan padł ofiarą pomyłki - no, mylić się jest rzeczą ludzką! Powinien to zrozumieć i nie być tak upartym!

Świta Ci szelmowski pomysł - są tu wyżsi rangą - oni powinni podejmować takie decyzje. Ale gdzie tam! Nie ma konsultacji! Regulamin stanowi jasno. I koniec gadania! Ty jednak doprowadzasz do konfrontacji z p.o. kierownika. Bo to ci nakazuje poczucie sprawiedliwości. Działasz jednak tak, by nie podważyć autorytetu koleżanek. Wijesz się między młotem a kowadłem. Wiesz, że potem starsi bibliotekarze urwą ci regulaminowo łeb. Ale sprawiedliwość i misja i takie tam...

P.o. kierownika, po przeanalizowaniu sytuacji, podejmuje decyzję na korzyść czytelnika. Pan zadowolony odchodzi. Ty czujesz, że zrobiłaś dobrze. Ale czeka cię jeszcze mały wykładzik pt. REGULAMIN rządzi! Przyjmujesz honorowo. Słuchasz, ale wiesz, że pamięć bywa zawodna... I pewnie zapomnisz za godzinę...

Trochę rozmyślasz później, czy warto tak walczyć i nadstawiać karku. Potem każdy czuje się w obowiązku pouczyć cię, że błądzisz i cała nadzieja w regulaminie. I myślą, że ty zwyczajnie nadgorliwa jesteś i trzeba czekać, aż ci to minie wraz z trądzikiem. Rozumiesz wszystko. Ale wiesz, że jak za tydzień będzie podobna sytuacja, znów poszukasz sposobu, by czytelnik wyszedł z uśmiechem w stylu Antonio Banderasa, przy dźwiękach El Mariachi a regulamin zadrży w posadach! Będziesz się zastanawiać w tramwaju, czy warto się wychylać. Uznasz, że warto. I od nowa.
A może nadejdzie dzień, gdy z odprężoną miną powiesz czytelnikowi NIE! Dlaczego? - spyta. BO NIE!
W tym dniu powitasz menopauzę... choćby to było pojutrze.

EPILOG:
Może być też inaczej. Ty pomagasz sympatycznej czytelniczce, podpowiadasz jej różne rozwiązania i jesteś zwyczajnie miła. Sprawia ci to przyjemność.
A potem ta czytelniczka przynosi ci do okienka japońskie róże - w ramach podziękowania. Kto by pomyślał, że róże od przedstawicielki tej samej płci mogą sprawić tyle radości...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz