Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 26 marca 2012

Idealny mężczyzna

Po niespodziewanej wieczornej rozmowie z M. - koleżanką starszą o dwa lata i doświadczoną we wszystkim sto razy bardziej niż ja, już wszystko wiem. Objawienie. A zatem nazwijmy rzecz po imieniu:

Na idealnego faceta się nie czeka. Idealny facet ma idealne wyczucie i przychodzi zawsze, gdy jest potrzebny. Idealny facet to mąż - prosił o rękę wybranki na kolanach, jak Pan Bóg przykazał a mama sobie wymarzyła. Idealny wstaje rano przed swą kobietą, biegnie do sklepu po bułeczki maślane. Przynosi jej śniadanie do łóżka. Następnie życzy miłego dnia i wychodzi do pracy. Jest lekarzem. Ma prywatną praktykę, ale pracuje tylko trzy godziny dziennie - wystarczy, by wszystkie pielęgniarki napatrzyły się na niego wygłodzone i zazdrosne. Zdąży jeszcze uratować chore dziecko i ocalić świat. Wraca do domu, gdzie ona podaje mu jakiś obiad. Nie jest ważne, co ugotuje - i tak zachwyci się smakiem i sposobem podania. A jeśli ona nie ma ochoty gotować, on zabierze ją do restauracji. Popołudnia spędzają razem, chyba że ona chce wyjść z koleżankami. Wtedy on może zagrać z przyjaciółmi w brydża i wypić szklaneczkę whisky. Jedną.  

Ideał jest jednocześnie męski, odważny, delikatny, czuły, zabawny, pracowity, spontaniczny... Do tego zabójczo przystojny. I wierny. Bardziej nawet wierny niż przystojny - w drugą stronę bywa niebezpiecznie. Uwielbia ją i patrzy na nią zachwycony niebieskimi/ zielonymi/ brązowymi oczami (kolor wedle uznania). Wychwala ją przy swoich kolegach (i koleżankach!), uważa, że jest krynicą sexapilu, boginią mądrości i kwintesencją uroku osobistego. Wieczorami oglądają komedie romantyczne, ona zasypia wtulona w jego ramiona. Nie ma szans, by Ideał się wahał, miał rozterki, lub nie daj Boże bał się czegokolwiek. Ideał może się tylko wzruszyć, gdy ona urodzi mu dziecko. Do dziecka wstaje rzecz jasna chętnie każdej nocy - nie musi dużo spać. Ideał pisze wiersze, które deklamuje czasami na ucho tej jedynej. Ale ideał nie jest miękki - jest skałą.    To ideał wg M. 
M. się zna na rzeczy - miała już pięciu chłopaków i dwóch narzeczonych.

A mój ideał - nieistniejący czasem się boi, bo wie, jaki jest świat. Potrafi się dostosować do sytuacji ale czasami tupnie nogą, świadomy, że tupnięcie może zaboleć. Mój ideał ma kompleksy, z którymi walczy i lęki, których nie rusza. Ma także marzenia, które spełnia lub nie. Mój ideał rozumie, że ja teraz chcę być sama, więc odchodzi ale za chwilę chcę być z nim, więc przychodzi. Wie, że jak powiem "nie" to może oznaczać wszystko - "tak", "chyba", "tak, ale nie mam odwagi się przyznać", "nie, ale próbuj dalej", "nie". Mój ideał widzi, że próbuję i docenia moje niezdarne starania i zabawy pt "Patrz, jaka jestem kobieca". Od niego usłyszę, że wyglądam ładnie, choć makijaż wyszedł mi wyzywający lub żaden. Mój ideał wie, że mam kubeł kompleksów i przyjmuje mnie z tym kubłem - razem zaglądamy do środka i oceniamy każdą sztukę. Mój ideał wzrusza się czasem, co jest z definicji niemęskie podobno. Mój ideał. Gdyby istniał i zjawił się na mojej drodze, pewnie przylgnęłabym do niego całą sobą a potem nagle uciekła wystraszona. 

Nie dotykać ideału - można zepsuć.

wtorek, 13 marca 2012

Zmiany, zmiany

Nadszedł ten czas, że trzeba napisać co u mnie. Od dawna marzyły mi się zmiany, ale nie sądziłam, że będą one tak... rozległe. W sumie zbierałam się do opisania tego wszystkiego ale się nie dało. A tu zmiana za zmianą. A czytelnicy się domagają... ;-) Podjęłam pewną próbę opisania tego wszystkiego, ale była nieudana. Może teraz... Spróbujmy od początku.

W styczniu wyprowadziłam się z Sosnowca. Nie muszę dojeżdżać :-) Dzielenie czynszu jest łatwiejsze ale bilans mieszkania w pojedynkę wychodzi na plus. Wprowadziłam się do pokoju w pobliżu Katedry.  W lutym przeprowadziłam się do mieszkania na Koszutce. Teraz jestem w większym stopniu panią swojego losu mieszkaniowego - czyli bryluję na dwóch pokojach, w kuchni a nawet w łazience. Muszę się tylko nauczyć majsterkować - inaczej wszystko się rozpadnie :-) To była zmiana pierwsza.

W marcu zmieniłam dział - wróciłam do gmachu, tym razem do Działu Promocji. Ponoć tylko na chwileczkę, ale wiadomo powszechnie, że prowizorki są najtrwalsze. Mam przez kilka miesięcy wspierać dział. W efekcie uczę się większego tempa pracy, elastyczności i kreatywności. Uczę się także, że trzeba mówić głośno i wyraźnie, bo jak pani sekretarka nie usłyszy ważnego zdania to będzie źle. Wpadkę miałam póki co  tylko jedną, więc na 9 dni roboczych nieźle. W Promocji świętowałam trzecią rocznicę pracy w Umiłowanej Książkolandii. Chyba będę kolekcjonować swoje plakietki z nazwiskiem i nazwą działu. To była zmiana druga

Tyle gadałam/pisałam/myślałam o podjęciu jakichś prób formacji duchowej. Marzył mi się powrót do trwania w jakiejś wspólnocie. Ale oczywiście na gadaniu się kończyło. Gdy zamieszkałam w Katowicach, zaczęłam szukać miejsca dla siebie. Z żalem odkryłam, że tu ciężko o konkretną, dobrą formację dorosłych. Najbliżej moich oczekiwań było DA. Póki co chodzę na czwartkowe spotkania, podczas których chcę dowiedzieć się, jak to jest z tą miłością ;-) . Tak więc próbuję się formować - mozolnie ale coś rusza. Póki co korzystam z rekolekcji w sieci, ale dojrzewam także do pójścia na spotkanie modlitewne. To powolna zmiana trzecia

W kwietniu będę w Paryżu. Kto mnie zna, ten wie, że o Paryżu marzyłam od lat. Ale moje namowy nie skutkowały i nikt nie odważył się ze mną długo pojechać. Tzn. wszyscy deklarowali, że tak, jasne, super, pojedziemy a potem nic. Aż znalazł się jeden konkretny człowiek. Wyszukał tanie loty do Paryża, wybraliśmy najlepszy (z Wrocławia), kupiliśmy bilety a teraz jestem w trakcie negocjacji z CS, by ten tydzień we Francji nie kosztował nas tyle co równowartość nerki. W Paryżu spędzimy 7 dni (właściwie 6 - bo trzeba dolecieć i odlecieć). Będziemy zwiedzać, zwiedzać, zwiedzać, poznawać ludzi, zwiedzać... Marzą mi się pikniki nad Sekwaną, spacery małymi uliczkami, których "zwykli" turyści nie znajdą, spoglądanie na miasto z góry (wieża Eiffla, katedra) i z dołu (katakumby); chcę poczuć się małą w obliczu Wersalu, chcę zgubić się w Luwrze. Mojemu towarzyszowi zdradzam plany w odcinkach - nie chcę go wystraszyć ;-) Może jak będę mu dawkować moje propozycje, nie ucieknie z krzykiem. Ale niesamowitym pozytywem jest fakt, że pierwszy raz ktoś za mnie załatwił transport i ubezpieczenie :-) Także Paryż - prognozowana zmiana czwarta.

Chyba tyle. Niby tylko tyle. Ale mam wrażenie, że minęła epoka. Że jestem kimś zupełnie innym, niż w  grudniu. Że przeskoczyłam kilka murów które stały przede mną i odgradzały od życia. Właściwie to dalej ja, tylko wyjęto mnie wreszcie z inkubatora. Dotąd działałam zachowawczo.  Odważyłam się zaryzykować w paru kwestiach. W niektórych wszystko postawiłam na jedną kartę - okazał się to dżoker. Powoli przechodzi mi takie dziwne poczucie samotności. Śmieszne, by w dużym mieście czuć się samotnym a jednak.Ale ocknęłam się i zaczyna być fajnie. Polecam zmiany :-)