Łączna liczba wyświetleń

piątek, 20 sierpnia 2010

Tajemnica zaginionej Frankfuterki

Było późno. Deszcz miarowo uderzał o szybę... Detektyw Golonka siedział przy swoim biurku i próbował rozwiązać kolejną zagadkę. Tym razem to była poważna sprawa. Chodziło o zniknięcie bogatej laluni z Las Vegas. Nazywała się Frankfuterka. Natalia Frankfuterka. Ostatni raz widziano ją w towarzystwie Arnolda Salcesona. Przegrali olbrzymią kasę w totolotka i spłukani pojechali do niego. Tu ślad się urywa. Bo Salceson przysięga, że gdy obudził się rano, Frankfuterki już nie było. Też jest zmartwiony jej zniknięciem.


Tak! Jasne! Detektyw Golonka już setki razy słyszał zapewnienia takich gości o ich współczuciu i smutku po stracie kobiety. Salceson miał żonę. Watę Cukrową. To przesłodzona blondyna o ponętnych kształtach. Z nieznanych powodów została przy nazwisku panieńskim – nie chciała nazywać się Salceson. Więc jeśli jej mąż miał taką kobitę w domu, po co spotykał się z Frankfuterką, babeczką ze smakiem ale już lekko nadpsutą...?
Mijały kolejne godziny a detektyw dalej nie miał żadnego tropu. Już chciał się poddać. Nie miał pojęcia, dlaczego nadziana Frankfuterka przyjechała z Las Vegas do Czeladzi i grała namiętnie w totolotka w towarzystwie Salcesona.


Nagle zadzwonił telefon. Usłyszał w słuchawce namiętny kobiecy głos:


- Detektyw Golonka? Mam dla pana wiadomości, które powinny pana zainteresować. Chodzi o Frankfuterkę.
- Pani wie coś o niej??! – Detektyw Golonka nie wierzył w swoje szczęście.
- Nie – odpowiedziała kobieta – zamówił pan u nas kilo frankfuterek i nie odebrał pan ich. Wie pan, to wrażliwa wędlina... Dzwonię ze sklepu „Pasztetowa Willa” w Czeladzi.
- Acha... Wrażliwa... Przepraszam, zapomniałem. Jutro rano odbiorę moje Frankfuterki.
- Powinien pan odebrać to teraz... Do widzenia – rzekła dziwnie kobieta i odłożyła słuchawkę.




Detektyw rozmyślał nad tym tajemniczym telefonem. „Obsługa w Czeladzi jest niezwykła. O drugiej w nocy dzwonią, by przypomnieć o towarze. Dobrze, że mi to powiedziała, zapomniałbym o moim zamówieniu... Chwilę!!! Przecież ja nie zamawiałem nigdy Frankfuterek! Jestem wegetarianinem! Więc to był szyfr!!! Pasztetowa Willa...?! Co to ma być?! No tak!!! Pasztet – znany gangster z Czeladzi. Ktoś czeka na mnie w jego domu. Ale to może być pułapka... Nie. Czuję, że to ważny trop w mojej sprawie”.


Detektyw szybko ubrał swój szary prochowiec, typowy dla detektywów i wyszedł z biura. Deszcz padał dalej; detektyw Golonka miał co prawda parasol ale to było chińskie badziewie za 2.50 i już dawno nie spełniało swojej funkcji. Szybko przebiegł do auta. Ruszył z piskiem opon, żeby było bardziej efektownie. Jechał w strugach deszczu. Przekraczał co prawda prędkość, ale doskonale znał mapę fotoradarów, więc był bezkarny. Patroli się nie bał; wiedział, ze policjanci nie jeżdżą w taką pogodę – to bardzo niebezpieczne.
Szybko dojechał do Pasztetowej Willi. Zadzwonił dzwonkiem. Dzyyń dzyyń. Ktoś nacisnął guzik domofonu. Przemknął ścieżką do drzwi. Były uchylone. Wszedł do środka. W środku zobaczył kobietę w białym fartuchu. Na tkaninie zobaczył obfite ślady krwi!


Detektyw Golonka zrozumiał, że trafił w niebezpieczne miejsce. Przełknął ślinę i powiedział spokojnie.
- Dzwoniono do mnie w sprawie Frankfuterki – ostatnie słowo powiedział z naciskiem, by jego rozmówczyni WIEDZIAŁA, że on WIE.
- Proszę za mną.
Przeszli przez długi korytarz, na zaplecze domu. Kobieta wyjęła z lodówki worek i podała mu. Golonka uchylił foliowej torebki. W środku były frankfuterki.


-Jak to? Ja nie zamawiałem franfuterek??! Co to jest?
-Ależ zamawiał pan.
-Jestem wegetarianinem!- Golonka triumfował.
- Zamawiał pan dla żony. Na rocznicę ślubu. Tak pan przynajmniej mówił...
- Cholera jasna! Rzeczywiście. Ale ja z pewnością nie zamawiałem frankfuterek w domu mafioza.
- Oczywiście. Zamawiał pan w mięsnym na mieście. Ul. Śledziowa 14, tak? To nasza filia. Tutaj jest siedziba firmy. Biznes legalny! Nie ma się do czego przyczepić! Podatki, ZUS...
Golonka odetchnął z ulgą. Więc nie była to pułapka. Coś jednak go zaniepokoiło.
- Dlaczego wezwaliście mnie o drugiej w nocy??
- Ponieważ mija termin przydatności frankfuterek. Jutro rano musielibyśmy sprzedać je panu po promocyjnej cenie. Tego nie chcemy – każdy liczy na zysk... Rozumie pan.
- Rozumiem.


Detektyw zapłacił za kiełbaski i wyszedł na ulicę. Nie było tam jego samochodu! Jednak Golonka wcale się tym nie przejął. Wiedział doskonale, że zaparkował po drugiej stronie domu.


Golonka odjechał spod willi. Dotarł bezproblemowo do domu. Położył się obok śpiącej żony tak, by jej nie zbudzić. Przesiąkł jednak zapachem frankfuterek i małżonka zaraz się obudziła.


- Gdzie byłeś tak długo – spytała rozespana.
- Pracowałem – odburknął i rozmowa się skończyła.


Następnego ranka do biura Golonki weszła piękna blondynka.
-Nazywam się Wata Cukrowa. Podobno podejrzewacie mojego męża, Salcesona o morderstwo tej Frankfuerki. On tego nie zrobił.
-Skąd pani wie? – Golonka spytał nieufnie.
- Cały wieczór grali w totolotka. Wrócili do domu przed 22 na losowanie. Okazało się, że wygrali 100 zł. Marna to pociecha, w kupony zainwestowali 300 zł. Resztę wieczoru spędziliśmy grając w scrable. Tłumaczyłam Frankfuterce, że nie warto poddawać się grom hazardowym. Ona upierała się, że potrzeba nam w życiu trochę adrenaliny. Doradziłam. by zagrała czasem w zdrapkę i dała spokój tym kuponom i losowaniom. Rozeszliśmy się spać. Kupon został na stole. Rano nie było ani kobiety ani kuponu. To wszystko – zakończyła opowieść żona Salcesona.


Golonka postanowił sprawdzić ten trop. Odwiedził kolekturę usytuowaną najbliżej domu Salcesona. Facet w budce spojrzał na zdjęcie i powiedział:
-Tak, była tu kilka dni temu. Odebrała wygraną ok 100 zł. Niezła laleczka.
„Wszystko się zgadza” – pomyślał detektyw – Coś jeszcze? – spytał gościa.
-Tak, za wszystko kupiła zdrapek i poszła sobie.
- Więc to tak...


Nagle zadzwoniła komórka Golonki. Detektyw odebrał. To był jego współpracownik, Skrzydełko z Indyka.
- Słuchaj, jest nowina. Frankfuterka ma w Czeladzi pracę! Mój informator podał mi adres: Śledziowa 14. Jedź tam.


Golonko już był w samochodzie. Jechał na podaną ulicę i zastanawiał się, skąd zna ten adres. Szybko znalazł się na miejscu. Sklep mięsny... Czyli jednak kobieta z Pasztetowej Willi zna Frankfuterkę.
Golonko wszedł do sklepu. Za ladą stała Frankfuterka.
- Odnalazłem panią. Co pani tu robi?
- Pracuję.
- Pani? Bogata lalunia z Las Vegas?!
- Przegrałam mój majątek w ruletkę. Przyjechałam do Czeladzi, by rozpocząć nowe życie. Ale znów dostałam się w szpony hazardu. Ostatnie pieniądze wydawałam na zdrapki i kupony. Postanowiłam podjąć pracę w mięsnym. By móc tu żyć.
Opowieść wydawała się spójna. Coś jednak nie dawało spokoju Golonce...
- Dlaczego wybrała pani to miasto?
- Stąd pochodziła moja mama. Tu czekało na mnie mieszkanie. Dlatego wybrałam to miejsce.
- Czy ma pani jeszcze jakieś tajemnice?! – ostro spytał Golonka, bo taki ton działał na lalunie.
-Taaaak... Szef nie płaci za mnie składek na ZUS ani podatku. Pracuję tu na czarno.
- Wiedziałem! Ta kobieta w willi kłamała – Golonka znów triumfował – Proszę jej nie mówić o naszej rozmowie.


EPILOG


Golonko poinformował Urząd Skarbowy i ZUS o nieprawidłowościach. O 6 rano ABW weszło do willi i aresztowało Paszteta – właściciela zakładu mięsnego. Kilka dni później odbył się pokazowy proces. Pasztet dostał 20 lat za oszustwa podatkowe. W więzieniu ma wielu przyjaciół...


Frankfuterki niestety zepsuły się przed rocznicą ślubu Golonków. Detektyw nie chciał jednak wydawać pieniędzy na kolejne frankfuterki i podał żonie te lekko nadpsute. Niestety jad kiełbasiany zabił biedaczkę.


- Nigdy jej nie lubiłem – rzekł ze stoickim spokojem Golonka.


Tak się złożyło, że Salceson pokochał Frankfuterkę. Zostawił dla niej ponętną Watę Cukrową. Na sprawie rozwodowej Wata wydębiła 10 mln euro i piękny dom za miastem. Zamieszkała w nim z naszym detektywem Golonką. Otworzyli agencję detektywistyczną „Cukrowa – Golonka”. Żyli długo i szczęśliwie. Bo płacili podatki i ZUS...










KONIEC

1 komentarz: