Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 20 listopada 2011

Powroty

Przez ostatni rok starałam się zapomnieć o Żydach, o mojej fascynacji ich kulturą, twórczością i mądrością. Zapomniałam prawie, że z wypiekami na twarzy słuchałam na krakowskim Kazimierzu pewnego człowieka, który przyjechał z Izraela i opowiadał mi o życiu PRZED a nawet mi złożył pewne życzenia... Zapomniałam, że z grupą Żydów modliłam się psalmami przed starą synagogą, że uwielbiałam słuchać muzyki klezmerskiej i cytowałam sentencje rabinów. Gdy okazało się, że Będzin mnie pokonał i nie potrafię stworzyć wiekopomnego dzieła o żydostwie tego miasta, przeszłam chyba coś na kształt detoksu. Poddałam się, więc zaczęłam powoli unikać "przeciwnika". Potrzebowałam czasu, by przestać patrzeć na Żydów jak na materiał naukowy.

Los jest przewrotny. Przygotowujemy projekt dot. mniejszości narodowych. Zajmę się więc organizacją wydarzeń promujących  m.in. kulturę Żydów. Ucieszyło mnie to. Od razu wiedziałam, kogo chcę do projektu zaprosić i wiedziałam jaki nastrój chcę stworzyć. Tak bliska była mi przecież ta tematyka. Wrócili zatem do mnie - w jarmułce, z pejsami, w surducie lub skromnej sukience. Wrócili bogaci właściciele kamienic i biedni handlarze starzyzną. Wrócili ci weseli, jak na święcie Purim i ci zamyśleni, jak na Jom Kippur. Wrócili i powiedzieli "Szalom".

Nie mogłam udać, że ich nie widzę. Odkurzyłam stare płyty i książki, zasłuchałam się w klezmerskie dźwięki i zaczytałam w mądrościach, wyłuskanych jak bób. Skorzystałam nawet z okazji, by wybrać się wreszcie na wycieczkę śladami będzińskich Żydów. Wróciłam do miejsc, które znałam ale zobaczyłam też nowe. Byłam w siódmym niebie, wpatrzona w przewodnika jak w tęczę, dopóki nie doszliśmy do zdania "Niemcy wkroczyli do Będzina 4 września...". Wiedziałam, że teraz się zacznie: płomienie, krzyki, strzały, strach i ból. Będziemy beznamiętnie szafować liczbami zgładzonych - bo co za różnica, czy zginęło 30 tysięcy czy więcej...

Czasem wolałabym udawać, że nie było płomieni pod zamkiem ani strzałów na mieście, że żadna będzińska dziewczynka nie miała na imię Rutka. Ale to tchórzostwo. Z ulgą zauważyłam, że obecni nie traktowali Holokaustu jak hasła ze słownika, które należy wyrecytować. Może nawet widziałam jakieś przejęcie. Ale jestem krótkowidzem - nie odpowiadam za to, co widziałam. Zazwyczaj traktuje się zabitych jak części składowe "liczby ofiar", zapominając, że to byli ludzie z krwi i kości - z lękami i planami. I ja się buntuję.

Chyba było mi trochę smutno, że odnalazłam znów tych swoich Żydów a już po chwili przyszła Zagłada. A może zakochałam się w skansenie - obrzędowości, ludziach, świecie, których już nie ma... I nie chcę przyjąć do wiadomości, że 70 lat temu nastąpił koniec świata. Ale odzyskałam Żydów i już ich nie oddam. Trzeba znów przyzwyczaić się do komentarzy kilku znajomych "Ty i ci twoi Żydzi". A co tam!

"Jeruzalem, jeśli zapomnę o Tobie, niech uschnie moja prawica" (Psalm 137)