Sytuacja ta jest w pełni fikcyjna - wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób i zdarzeń... - muszę tak napisać, na wszelki wypadek!
Sobota, godzina 14. Młoda, urocza bibliotekarka siedzi przy okienku. Podchodzą na przemian studenci (oddają sfatygowane podręczniki po morderczej sesji) i gospodynie domowe (oddają romansidła i poradniki typu "Co zrobić, by twój mąż był boski w łóżku").
Podchodzi też pan, lat ok. sześćdziesięciu. Sprawdzamy, czy jego książka już przybyła na miejsce, ale pan dał instytucji tylko kilka minut na tę operację logistyczną - zatem książka "jeszcze w drodze". Gdy młoda, urocza bibliotekarka uparcie stuka w klawiaturę, pan wpatruje się w jej plakietkę.
Plakietka to takie cudo, które ujawnia wszystkim, kogo wybrali rodzice na patrona bibliotekarki, jak jej ród zwie się od dziesięcioleci, jakie ma wykształcenie i od czego tu jest. Pana zaciekawiło jedno:
Czytelnik - Paulina... To chyba dość rzadkie imię, prawda?
(Młoda, urocza bibliotekarka zerka, czy nikt nie czeka w kolejce. Hol pusty, więc pozwala sobie na niezobowiązującą rozmowę)
Młoda, urocza bibliotekarka - Chyba mało popularne, ale to się często zmienia. Nie wiem, może teraz jest nas coraz więcej...
Czytelnik - Mało Paulin spotkałem w życiu. Jak się pani czuje z tak oryginalnym imieniem?
Młoda, urocza bibliotekarka - Wyjątkowo :-) Lubię je.
(Młoda, urocza bibliotekarka obserwuje uważnie hol, czy ktoś nie potrzebuje nagle "Pana Tadeusza" czy powieści o wampirach. Pusto.)
Czytelnik: A ja swojego za młodu nie lubiłem. Jestem Edward. W zasadzie Edek. Jak byłem mały, miałem może dziesięć lat, chłopcy mnie przezywali na złość "Edzio Śledzio". I ja się denerwowałem.
(Tu mogłaby nastąpić ważna rozmowa o trudnym dzieciństwie, potrzebie akceptacji swej przeszłości... Ale nagle do okienka podchodzi jednocześnie troje czytelników.)
Młoda, urocza bibliotekarka - Czytelnicy też się zaraz zdenerwują, jeśli nie dostaną książek. Przepraszam.
Czytelnik - Ależ proszę bardzo, pani Paulino. Ja sobie pospaceruję. Ładnie tu macie.
Wkrótce czytelnik odebrał swoją książkę przy innym okienku. Na jego twarzy nie było śladu traumy dziecięcej. A nawet uśmiechnął się do młodej, uroczej bibliotekarki i skinął na pożegnanie.
Młoda, urocza bibliotekarka pomyślała, że spędzając sobotę w kapciach w mieszkaniu (tak jej się marzyło o 6 rano), nie spotkałaby tego dnia dawnego Edzia Śledzia. Warto było wstać i przyjechać :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz