Łączna liczba wyświetleń

środa, 2 marca 2011

Na gorąco

Weekend u Iwonki był jednym z najciekawszych i najintensywniejszych weekendów mojego krótkiego życia. Byłam pod stałą "opieką iwonkową" ale miałam też możliwość samodzielnie zajrzeć Pradze w ślepia. Okazały się to całkiem miłe oczęta. Nawet gdy w pojedynkę stawiałam czoła europejskiej stolicy, nie czułam się osamotniona. Po pierwsze: mogłam zadzwonić do Iwonki, która gotowa była ratować mnie z opresji, gdybym się zgubiła. Po drugie: obcowałam z historią. Nawet jeśli obok nie miałam żadnej osoby, którą mogłabym chwycić za rękę, to otaczały mnie zabytki - stworzone przez ludzi, dla ludzi, podziwiane przez ludzi. Nie mogę być samotna, gdy patrzę na Orloj - wędrówkę apostołów śledzi zawsze grupa turystów a na przestrzeni 600 lat (tyle już ma staruszek-zegar) oglądały go rzesze. Wśród tych tłumów byli szczęśliwcy, pechowcy, zakochani. porzuceni. głodni i przejedzeni. Więc tacy jak ja. I razem zadzieraliśmy głowy, by zobaczyć to samo przedstawienie.

Na moście Karola przeciskałam się przez tłumy - nie tylko te z minionej niedzieli. Wpisywałam się w tysiące, miliony turystów i mieszkańców miasta, którzy sunęli od XIV wieku nad Wełtawą i podziwiali z daleka Hrad. Jak wielu turystów, słuchałam muzykantów i dotykałam płaskorzeźby Nepomucena, by spełniło się moje marzenie. Czy można czuć się samotnym, gdy przede mną tak wielu zaufało utopionemu świętemu? Czy ich marzenia się spełniły? Czy moje się spełni?


Udało nam się z Iwonką oszukać czas. Ona odeszła z pracy, zanim ja przyszłam. Powinnyśmy się minąć bezszelestnie ale jakimś polsko-czeskim cudem spotkałyśmy się. I chyba polubiłyśmy. Nasza wspólna wędrówka przez praskie ulice była emocjonująca: momentami przekrzykiwałyśmy się, by podzielić się informacjami rodem z przewodników. A do tego długie rozmowy... O czym? O życiu! Kolejny raz dostałam (w przenośni) po nosie, gdyż wyobrażałam sobie, że moje problemy są jedyne w swoim rodzaju i nikt przenigdy nie miał takich rozterek. "Panna Oryginalna" - myślałam. A okazało się, że te moje wahania i strachy są tak powszechne jak metka MADE IN CHINA na bazarze.

Muszę też uczciwie przyznać, że nie wolno mi szafować słowem "samotność". Może moje życie nie układa się  tak, jak wymarzyłam sobie w dzieciństwie (mąż, dwójka dzieci i pies do kompletu) ale regularnie odbierałam SMSy z tekstami  "Jak ci tam?" "Co zwiedzasz?" "Jaka pogoda?" "Nie podrywaj murzynów!" Co oznacza, że nie jestem jednak takim ostatnim zapomnianym skrzatem.

Przymierzam się do napisania czegoś na kształt praskiego alfabetu, by wylać na klawiaturę przeżycia minionego weekendu. Praga uparcie oczarowuje mnie. Są miasta, które zobaczę raz i czuję, że wystarczy - poznałam specyficzny klimat i dość. Po dwóch wizytach w czeskiej stolicy chcę jeszcze. Ale winna tego jest chyba Iwonka. A Praga od teraz ma dla mnie niebieskie oczy pewnego chłopca.


3 komentarze:

  1. Ktoś Ci ten wyjazd zorganizował? Czy sama musiałaś wszystko sprawdzać i załatwiać? To chyba sporo roboty...

    OdpowiedzUsuń
  2. czyli się udało to najważniejsze! Pozdrawiam serdecznie! i do zobaczenia

    napiszę to... muszę

    zielony szaliczek super! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Praga jest piękna... tak samo jak i całe Czechy. Osobiście jednak wolę czeską prowincję. Polecam :)

    OdpowiedzUsuń