Łączna liczba wyświetleń

środa, 9 marca 2011

Bibliotekarka w akcji

Godzina 12:00 - koleżanka informuje mnie, że za chwilę pójdę oprowadzić "grupę dzieciaczków" po bibliotece.
godzina 12:05 - rozmyślam, co mam tym dzieciom pokazać, powiedzieć. Czy będą agresywne? Czy odgryzą mi rękę?
godzina 12:10 - ruszam na spotkanie z przeznaczeniem...

Okazało się, że moje audytorium to dwudziestka dzieciaków - lat 8. Każde ruchliwe. każde koniecznie musi coś powiedzieć, każde trzyma rękę w górze - na wszelki wypadek - może za chwilę będzie chciało o coś spytać. Zostałam przedstawiona niczym człowiek-legenda. "To jest pani Paulina. Pani Paulina mieszka bardzo daleko - w Rybniku. Pani przychodziła tu jako studentka i tak polubiła to miejsce, że po skończeniu studiów przeniosła się do Katowic i podjęła pracę w naszej Bibliotece. Pani Paulina pracuje w wypożyczalni i wie bardzo dużo o tych wózeczkach, które was tak interesują."  Dzieci spojrzały na mnie z uznaniem. Sama pęczniałam z dumy, że jestem taka fajna :-)

Opowiedziałam maluchom w prostych słowach o książkach w magazynach, o zamawianiu z domu w kapciach, o maszynach, które wiedzą, gdzie leży dana książka, o wózeczkach... Uznanie w oczach dzieci rosło. Później poszliśmy do czytelni głównej. Czytelnicy spoglądali z zaciekawieniem na moją czeladkę, zaś pracownicy mieli w oczach przerażenie. Ale uspokoiłam kolegów, że sama zajmę się ekipą z II b. Dzieci oglądały, jak wózki jeżdżą uparcie z książkami i w sumie nie chciały opuścić zaplecza czytelni. Znęciłam ich obietnicą ciekawej wystawy - uwierzyły,


Dotarliśmy do obiecywanej Konopnickiej. Po drodze przypomniałam sobie, że właściwie o Konopnickiej wiem niewiele. Okazało się, że dzieciaki nie wiedzą nic. Więc w przypływie geniuszu zarządziłam dwuminutowe oglądanie gablot. Potem miał być test. Dzieci rzuciły się, by na szybko chłonąć wiedzę o poetce ludu. Ja w sumie tez się rzuciłam - ale dyskretniej - z klasą. Na koniec odbył się test, z którego wynikało, że dzieci zapamiętały więcej niż ja... :-)

Ogólnie zadano mi ok dziesięciu pytań - ale odpowiedziałam tylko dziewięć. Nie wiedziałam jak te wózeczki są przyczepione, że nie spadają. Zdementowałam pogłoski, że na magnes lub gumę do żucia. Uznaliśmy, że to "taka szyna jak w kolejce górskiej". :-)

Odwykłam od opieki nad dziećmi - w ilościach hurtowych. Przypomniało mi się, jak z radością biegałam na praktyki w szkole do moich podopiecznych. Chyba gdzieś mnie ukuło (okolice sercowe), że przestawiłam zwrotnicę i zmieniłam trasę w CV. Rozczulały mnie dziś spory "kto pójdzie w pierwszej parze za panią". Wygrała mała Paulinka ("bo mam na imię tak samo jak pani!"). Wiadomo, imię zobowiązuje. Zwłaszcza dobre imię... :-)
--

1 komentarz:

  1. Uważaj, bo będziesz mieć teraz monopol na "bardzo" małoletnie wycieczki :)))))

    OdpowiedzUsuń