Łączna liczba wyświetleń

piątek, 31 grudnia 2010

Mój pierwszy raz


W tym roku po raz pierwszy rzuciłam studia doktoranckie. Było jedno wielkie odsapnięcie. Oraz sapanie bliskich i znajomych królika. Taka hiperwentylacja. Gdy podejmowałam tę ważną decyzję, obiecałam sobie więcej czytać, pisać i wrócić do podróżowania. Chyba udało się zrealizować te plany: rozpoczęłam pisanie bloga, udało mi się przeczytać trochę fajnych książek i byłam w kilku ciekawych miejscach.

Pierwszy raz przejawiłam jakąś konkretną inicjatywę w pracy i rozpoczęłam naukę oprowadzania wycieczek licealnych. Więc od kilku miesięcy potrafię zagospodarować godzinę nastolatkom i zmusić ich do chodzenia po budynku bibliotecznym i wykrzykiwania od czasu do czasu entuzjastycznego „och...” na widok wózków lifciarskich. Zajęcie to, choć sporadyczne, daje mi okazję do fajnej zabawy i obserwowania przyszłości Polski. Jedna grupa uparcie pytała, gdzie mamy Magazyn Książek Zakazanych i gdzie chowamy Graala. Widzieli „Bibliotekarza” :-)

W tym roku pierwszy raz byłam w czeskiej Pradze. I to w towarzystwie dwóch sympatycznych, wolnych mężczyzn :-) Miasto okazało się przepiękne. Spędziliśmy tam trzy i pół dnia w bardzo fajnej atmosferze. Królowały Hradczany, Wełtawa,  parek w rohliku i wino Zameckie... Każdej nocy namawiałam chłopaków na wyjście na miasto i tylko Adamowi zawdzięczam, że nie zabiłam się na stromych schodach praskiej kamienicy ani nie ruszyłam w koszulinie nad Wełtawę.

Po raz pierwszy spędziłam noc w Warszawie. Dwa lata temu byłam w stolicy przez trzy godziny a w sierpniu tego roku byliśmy cztery dni. Staliśmy pod Pałacem Prezedenckim, gdy oczy całego kraju zwrócone były na krzyż. Poznałam Wilanów, Stare Miasto, Łazienki... I kościół Sakramentek! Podróże uczą: wódka nie jest dla małych dziewczynek!

Pierwszy raz pozwoliłam sobie spróbować zaprzyjaźnić się. Tak po dorosłemu. Zazyczaj gryzę już na starcie. Ale spotkałam Gosię. Właściwie połączył nas pewien mężczyzna :-) Uznałyśmy chyba obie, że jesteśmy sobie bliższe niż mogłyśmy przypuszczać. I zaryzykowałyśmy. W ten sposób zyskałam siostrę. Teraz trzeba się tylko nauczyć przyjaźnić. Są jakieś podręczniki na ten temat?

Wreszcie pierwszy raz wędrowałam w kierunku Giewontu – nie udało nam się dotrzeć na szczyt z powodu skrajnie niesprzyjających warunków atmosferycznych. Adam co prawda uważa, że warunki były bardzo dobre, ale to może na jego wysokości. Na poziomie kolan wiał halny i w każdej chwili spodziewałam się tajfunu i/lub trzęsienia ziemi. Wyprawę w góry przeżyłam, moi towarzysze także.


Adam, podczas lektury tego tekstu, zarzucił mi kłamstwo. Więc muszę napisać wprost, że pogoda była idealna, słońce świeciło, nic nie stanęłoby na przeszkodzie, by osiągnąć szczyt Giewontu. Ale ja się bałam, opóźniałam marsz, szłam na kolanach i wyzywałam jak pijany marynarz. Przeze mnie szliśmy bardzo wolno, nie mogliśmy wejść na szczyt a i tak mrok nas zastał na szlaku. To wszystko moja wina - bo panicznie bałam się gór. Mam nadzieję, że teraz wszystko jasne :-)

Pierwszy raz postawiłam się w kwestii matki. Rok wcześniej nie zareagowałam i zgotowano mi kocioł pt „Wizyta mamuśki”. Teraz było inaczej. Najpierw delikatnie. Jednak, gdy zobaczyłam, że to nie skutkuje, zaprezentowałam inne oblicze. Bardzo zdecydowanie poinformowałam osoby, które niemiecka frau wciągnęła w tę farsę, że nie życzę sobie wizyt, knucia za moimi plecami i manipulowania moją osobą. Oczywiście w odwecie usłyszałam, że grzeczne dziewczynki kochają swoje mamusie ale na mnie już taka zwiędła retoryka nie działała.

Pierwszy raz byłam u kosmetyczki! O jeju! Co tam się działo! Straszne!!! Poddawano mnie wymyślnym torturom, dręczono mnie sprzętem laserowym. Wszystkiemu przyglądała się Gosia, która dodatkowo ostrzyła sobie pazurki. Efekt: Gosia wyszła z nowymi tipsami a ja wyturlałam się z obcą mordką zamiast mojej. Gosia mówiła, że po tym będę piękna. Mylić się jest rzeczą ludzką.

I po raz pierwszy dostałam medal! Prawdziwy! Medalowy! Taki z napisem łacińskim! Zajęłam trzecie (właściwie chyba czwarte) miejsce w konkursie na najsympatyczniejszego pracownika biblioteki. Medal odebrałam na scenie i ogólnie było fajnie. Zostałam wyprzytulana, wycałowana i wychwalona. Przypomniało mi to, że nie lubię zbyt intesywnych kontaktów międzyludzkich. Wytrzymuję do trzech całowań lub pięciu wyprzytulań. Potem uciekam (przynajmniej myślami).

To był dobry rok. Bardzo dobry nawet. Wydarzyło się sporo rzeczy, tu opisałam tylko najciekawsze.
Na przyszły rok planuję coś ekstra...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz