Łączna liczba wyświetleń

sobota, 9 października 2010

Dieta

Zakupy to koszmar. W więzieniu o zaostrzonym rygorze powinni zbudować galerię handlową i krnąbrne więźniarki musiałyby kilka godzin dziennie wciskać się w ciuchy rozmiar 34 przed lustrem. Brrr
Ja zafundowałam sobie taką mękę dwa tygodnie temu. Miałam dość komentarzy życzliwych kolegów, którzy atakowali, że ubieram się mało kobieco. Musiałam słuchać, że nie powinnam ukrywać mych uroków i że w dżinsach wyglądam ładnie ALE... Ehh. Próbowałam się bronić, że nawet ja czasem ubieram spódnicę - ale nie potrafiłam przypomnieć sobie kiedy... Pewnie latem - bo mi wtedy gorąco. I nikt nie pamiętał, że ja nawet raz w tym roku miałam w pracy sukienkę! Nie szkodzi, że to były urodziny kolegi i zaraz po życzeniach ubrałam spodnie. Byłam w sukience!

Od tygodni panowie podpuszczali mnie, że powinnam się "wylaszczyć". W dodatku tata też zażartował, że zrobiła się ze mnie chłopczyca. I ja, głupia, polazłam do sklepu. I po co? Ja wiem, jaki mam rozmiar. I to nie jest dla mnie powód do udręki. Ale! Jeśli biorę ładną bluzkę koszulową i próbuję się w nią upchać a ona tu i tam za mała... Zdziwienie. Biorę rozmiar większą. Tu i tam dobra ale w pozostałych partiach za duża... Próbuję ubrać spodnie a one za małe... Biorę numer większe i mają za długie nogawki. Czyli mam za krótkie nogi na moją talię?? Rozgoryczona idę do następnego sklepu. Tu tak samo. Załamana jadę do pracy i do końca dnia nie odzywam się do nikogo. Dwa dni później daję sobie drugą szansę: niestety - efekt podobny. Ale mogę sobie kupić bluzkę, w której będę miała taki dekolt, że idąc chodnikiem dostanę mandat za spowodowanie zagrożenia drogowego. Tego jednak nie chcę.

Popadam w depresję.
Ula, koleżanka z wypo, wpada na szelmowski pomysł: zna sklep, w którym L jest jak XL  a XL jak XXL :D Czyz to nie genialne?? Jedziemy razem na babskie zakupy. Ja wytrzymuję 10 (słownie: dziesięć) minut. Nudzi mnie natłok ciuchów. Przypominam sobie, że nie lubię zakupów ubraniowych. Jadę do pracy i nie odzywam się do końca dnia.

Najpierw G. przekonywała, że nie potrzebuję żadnego odchudzania. Ale ja swoje wiem! :-)  To podpowiedziała dietę proteinową. Czyli dużo mięsa na początek a potem różne, przeróżne produkty. Poczytałam o tej diecie - już kilka razy o niej słyszałam od euforycznie nastawionych dziewcząt. Okazuje się, że na tej diecie Jennifer Lopez schudła 25 kilo! No nieźle. Zatem muszę wcinać mnóstwo mięsa itp i będę wyglądała jak Jennifer Lopez, czyli mniej więcej tak:





Dziwne, prawda? Ale napisali, że tak będę wyglądać i koniec!  To może być o tyle trudniejsze, że teraz wyglądam mniej więcej tak:





Na wypo od razu zauważyli, ze jest coś nie tak, że zmarkotniałam. Oznajmiłam więc, że mam depresję spowodowaną moją tuszą i nieatrakcyjnym wyglądem, zatem mają dać mi spokój i dopingować w diecie. Nie potrafili tylko zrozumieć, dlaczego chcę wyglądać jak Jennifer Lopez. A. stwierdziła nawet, że tyłek mam lepszy od J.Lo., co podniosło mnie trochę na duchu ale na krótko. Po konsultacjach z kilkoma osobami uznałam jednak, że muszę uważać na swój organizm. W ferworze walki z nadwagą zapomniałam o moich skłonnościach do anemii. Mam niedobór krwi we krwi i muszę wcinać takie pychotki jak skrzyp, pokrzywę, wątróbkę i winogrona. Może gdybym ciągle zajadała same pokrzywy, schudłabym trochę...?

W końcu postanawiam nie stosować rystrykcyjnej diety, która może zaszkodzić mojemu organizmowi i odbremu samopoczuciu i przeszłam na mądry, zdrowy, wartościowy tryb odżywiania. Więcej soków, owoców, czerwonego mięsa i nabiału. Nie wiem co z tego wyjdzie, ale ufam, że szybkim efektem będzie wyjście z zimowej depresji. Zwłaszcza, że dopiero jesień się zaczęła...

2 komentarze:

  1. :-) sciski dla Kochanego Rudzielca :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. swoją drogą ciuchy w sklepach są niewymiarowe... sama jak czegoś szukam to muszę tony fatałaszków przekopać by się tu i ówdzie zmieścić!! STRAJK!! trzeba zorganizować ze stroje są nienaturalne!!

    OdpowiedzUsuń