Łączna liczba wyświetleń

sobota, 15 września 2012

Przewrotne życie


Bo byłem głodny, a nakarmiliście Mnie, byłem spragniony, a daliście Mi pić, byłem przychodniem, a przyjęliście Mnie. Byłem nagi, a przyodzialiście Mnie, byłem chory, a odwiedziliście Mnie, byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie (Mt 25, 35-36)

Zawsze, gdy czytałam ten fragment, myślałam sobie, że nie da się tego wszystkiego wykonać. Zbyt dużo trzeba poświęcić. Można zostać misjonarzem albo jakimś Kotanem (piszę to z szacunkiem!) i ratować wszystkich ale w codziennym, zwykłym życiu zwykłego człowieka to się zwyczajnie nie da.  Więc mogę stosować się do tych wskazówek tak trochę - czasem dam komuś na chleb (ryzykując, że kupi sobie piwo), czasem wysłucham opowieści czarnej jak smoła, czasem pogłaszczę jak będzie potrzeba. Ale nie będę się w to angażować totalnie, bo i tak nie ma szans, bym ja - ze swoim charakterem i usposobieniem - chodziła np. po więzieniach. O nie!  

Potem pomyślałam, że może te więzienie to tak metaforycznie - dla tych zamkniętych w sobie, lub zamkniętych w schematach, zniewolonych. Ale pewności nie miałam. Ów fragment o więzieniu traktowałam jak pozwolenie, by nie angażować się totalnie - bo to nie w moim stylu. Jestem blada, mam anemię, furę kompleksów itp, więc mam częściowe zwolnienie z uczynków miłości dla innych. 

Dziś po kilku latach znów zobaczyłam te słowa. Zamarłam. Z tych wszystkich nakazów, wykonuję właśnie ostatnie - chodzę do aresztu! Z kieszeniami wypchanymi ideałami i uśmiechem - tyle wolno przemycić. A przecież dalej jestem tą samą osobą - i nawet anemia mi nie przeszła. Więc jeśli mam siłę wykonywać to, czego najbardziej się bałam, co było dla mnie kosmicznym wymysłem, to co z resztą? Czy wystarczy okazjonalnie wrzucić komuś do kubeczka zbywające monety i podać chusteczkę płaczącemu? Albo oddać kurtkę (bo i tak się w szafie nie mieści). Czy wystarczy raz na rok zrobić trochę szumu i pomóc jednej wylosowanej rodzinie? I kupić czerwone serduszko w styczniowym koncercie? Obawiam się, że nie. 

A może trzeba się zdecydować, by stać się naiwnym dla świata i czas "w kapciach przy laptopie" albo "pod kocykiem z książką" ofiarować innym? Wiem, że działania jednej osoby nie uzupełnią światowego deficytu - nie uratuje się świata jedną parą rąk a nawet kilkoma parami. Ale chodzi też o nasz wewnętrzny budżet. By mieć świadomość, że robi się dla świata coś więcej, niż wkleja śmieszne linki i posty na fb - "niech się inni też pośmieją".  

Ogłaszam alarm. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz