Mogę porozmawiać chwilę o tym mieście z kimś, kto był tam kilka razy i chyba czuje się tam podobnie jak ja. Nie wymieniamy tępo atrakcji z przewodnika - dzielimy się wrażeniami - niby ulotnymi ale odcisnęły one w nas piętno. On mówi też, że do Paryża jedzie się tylko z osobą, którą się kocha. Ja zaprzeczam. Byłam z kolegą - było super!! Doprawdy? Opowiadam o słońcu, gradzie, Notre Dame i gdzieś pomiędzy wersami o niezrozumieniu - nielingwistycznym. Że celebrowałam mój Paryż sama, obok drugiego celebransa. Doprawdy? Tak.
Więc jednak jest Paryż miastem tylko dla zakochanych? I po jego uliczkach spaceruje się tylko trzymając za rękę ukochanego? Notre Dame oglądać należy jako odbicie w jego oczach? W Saint Chapelle to on ma być moją świętością? W Luwrze mam dotykać go niepostrzeżenie, by czasem nie wzbudzić oburzenia faraonów, Nike - bezrękiej zazdrośnicy i pani kustosz pokrytej kurzem? Trzeba się dzielić bagietką na pół, karmić oliwkami i chować przed deszczem pod jednym parasolem? Musimy wstrzymywać ruch pieszy, by się pocałować setny raz tego ranka? Trzeba powtarzać uparcie "Je t'aime!" jakby w innym języku wyznanie było nieważne? I jego imię trzeba wymawiać tak śmiesznie, z francuskim akcentem i błyskiem w oku?
Czy przy odprawie na lotnisku nie powinni pytać o to, co mamy w sercu, nie tylko w plecaku? Jeśli jedziesz samotnie, przekierują Cię do jakiegoś kurortu na Krecie albo zaproponują Egipt last minute. W gorącym piasku smażyć się można samemu.
223 lata temu zburzono Bastylię. Ciekawe, czy oni wszyscy kogoś kochali.
223 lata temu zburzono Bastylię. Ciekawe, czy oni wszyscy kogoś kochali.
Myślę, że można i bez ukochanego zwiedzać Paryż. Może trochę inaczej. Ale też może być fajnie.
OdpowiedzUsuń