Łączna liczba wyświetleń

sobota, 6 sierpnia 2011

Morza szum, ptaków śpiew...

Dwa kwiatki z podróży:




Oto wróciłam z Gdańska. Jak się wyśpię, napiszę obszerną, emocjonującą relację z wyjazdu, pełną ognistych zdjęć i opisów płomiennych romansów (coś wymyślę - jestem filologiem i szydełkowanie słowne to mój fach wyuczony!). Ale teraz przychodzi mi do głowy jedynie kilka refleksji.
Pojechałam tam, by zrobić porządek z sobą. Widziałam na filmach jak bohater spaceruje po plaży, zachodzące słońce oświetla jego sylwetkę a on MYŚLI... Wystarczy kilka kilometrów i ma już rozwiązanie swoich problemów. Fale ukoiły ból, mewy dodały otuchy - cud! Ja też tak chciałam: wykombinowałam, że przejdę z Sopotu do Gdańska i po drodze olśni mnie, odmieni. Wrócę z plaży jako zupełnie inny człowiek... Chyba liczyłam, że po drodze utoną moje kompleksy, lęki, nerwy i pretensje do całego świata. Ale one mają świetną wyporność. Jednak dobrze się stało, że pokonałam niechęć pt. Jestem Za Gruba By Pokazać Się w Stroju Kąpielowym i jednak dotarłam na górę polskiej mapy.

Do samego spaceru nie doszło. Okazało się jednak, że walczyć ze sobą można nawet w odległości kilku kilometrów od linii brzegowej! Rozmyślania doganiały mnie na jarmarku dominikańskim, w kościele mariackim, nad Motławą, w schronisku późną nocą a nawet na molo. I gdzieś mi ciągle dzwoniło, że trzeba nauczyć się zamykać pewne etapy, bo stojąc w drzwiach dużo nie ugram, tylko sobie palce przytrzasnę i zaboli jeszcze bardziej. Ze smutkiem skonstatowałam (mądre słowo!), że oto związek "na wieki" się rozpadł i teraz jedyne, co mogę zrobić to budować z tą osobą mądrą przyjaźń. "Tylko" muszę uporać się z nerwami i chronicznym  prychaniem oraz ustalić z tą osobą kilka zasad (o, asertywności!)

Powinnam dziękować niebiosom za instytucję przyjaciółki. Gosia potrafiła bez zmrużenia oka powiedzieć mi, że jestem "piękna, urocza, mądra i ciepła", co ma chyba sugerować, że książę z bajki z pewnością już wsiada na konia - albinosa i rusza w moją stronę. A ja patrzę w Gosię niebieskimi ślepiami i ... pierwszy raz jej nie wierzę... W czasach wszechobecnej demokracji książęta to gatunek na wymarciu.

Podsumujmy:
- cudowna metamorfoza wśród krzyku mew nie nastąpiła
- oswoiłam się jednak ze świadomością, że jestem sama (mogłabym nawet na fb kliknąć,że jestem "wolna" ale... po co?)
- uczę się asertywności - to coś pomiędzy tępą uległością a fukaniem
- schodzi mi skóra z nosa


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz